3 miesiące, 3 dni

Hello May!



Weekend majowy powinien trwać przez cały miesiąc :D Spędziliśmy go świetnie i zabieramy się, aby Wam coś napisać już ponad tydzień i ciągle coś Nas odrywa. Maj póki co przebiega dla Nas bardzo intensywnie i ciekawie za razem :) Od początku..

Na kalendarzu wreszcie pojawiła się magiczna data 1 MAJ. Ach, zbieramy się z samego rana i wyruszamy 300 km, aby spędzić weekend w rodzinnym gronie, wręczyć zaproszenie, odpocząć, pogrillować, poszaleć, powdychać zdrowego powietrza, pobiegać, pograć i zmęczyć się do granic możliwości :) Było fantastycznie! Nim się obejrzeliśmy, już siedzieliśmy w samochodzie w drogę powrotną.. Czemu, kiedy nie trzeba czas leci jak szalony, a jak trzeba, to stoi w miejscu? Złośliwość rzeczy martwych, ach tak!

Obecny weekend też był dla Nas bardzo owocny :) W sobotę spędziliśmy po południe i wieczór ze znajomymi. Wybraliśmy się do kina na "Transcendencja". Z góry założyłam, że nie lubię tego typu filmów, kiedy Pan Narzeczony powiedział na co idziemy. Oglądnęliśmy zwiastun i stwierdziliśmy, że opinię wydamy jednak po wyjściu z kina :) I ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu było znośnie. Jak tylko wyszliśmy z kina zastanawiałam się, czy nikt obok Nas nie jest zaprogramowany :D Ale.. atrakcji nie było końca, skoro już coś oglądnęliśmy, to wypadałoby teraz wrzucić coś do żołądka i to nie byle co! Mieliśmy zarezerwowany stolik w nowo otwartej Restauracji "Ed Red", gdzie szefem jest sam
Adam Chrząstowski. UWAGA! Pierwszy raz w życiu jadłam steka! Szaleństwo w moim wykonaniu (z tego miejsca pozdrawiam Mojego kochanego Tatę, który jak to usłyszał prawie zdębiał!), ale co ciekawsze smakowało mi ! Wybrałyśmy z Moją drugą Damską Połową T-bone'a (wysmażonego tak, abyśmy nie zobaczyły czerwonych, krwistych kawałków, bo chyba obydwie padłybyśmy na zawał!) o rozmiarze 400g i przedzieliłyśmy go na pół, do tego sos demi-glace i warzywa z rusztu. Pan Narzeczony zajadał się Rostbef'em New York z młodymi ziemniaczkami, sałatą i sosem demi-glace. Przed daniem głównym dostaliśmy obłędnie pyszny chleb, które mogliśmy posmarować masełkiem (jak nie cierpię masła, tak zajadałam się jak szalona, a opór stawiałam na początku straszny) lub mielonką wołową-wieprzową (i nawet ja spróbowałam, bo Pan Narzeczony to się rzecz jasna zajadał). Byłam mocno podekscytowana wizytą w tym miejscu! Nigdy w życiu nie jadłam tego rodzaju specyfików i zawsze byłam przekonana, że nic takiego nie przełknę! Jak to się człowiekowi zmienia punkt patrzenia od punktu siedzenia? Spędziliśmy na prawdę świetny wieczór w doborowym towarzystwie i jak chcecie spróbować najlepszej krowy w mieście, to odwiedźcie "Ed Red" :)

Niedzielne po południe znowu spędzaliśmy w restauracji, tym razem z okazji dzisiejszej rocznicy ślubu Moich Rodziców (Mamo, Tato, Miłości na kolejne lata Wam życzymy!). Oczywiście wybór nie był trudny - Malinowy Anioł. Dla Mamy wszystko było niespodzianką, ale już w połowie drogi doskonale wiedziała dokąd jedziemy (choć na początku zgłupiała co będzie się dziś działo. Tata wydał jej instrukcje, że ma zrobić się na bóstwo i czekać na kolejne wskazówki - sama chyba umarłabym z ciekawości!). Miałam niezłą zagwozdkę na co się zdecydować (z resztą nie tylko ja). Po długich namysłach wybrałam zapieczone w szynce włoskiej kieszonkę z kurczaka z nadzieniem ze szpinaku, sera, suszonego pomidora i czosnku, a Pan Narzeczony zdecydował się na niedzielny specjał- szyna pieczona w całości z pieca podana z sosem grzybowym, żurawiną i talarkami. Po obiedzie wypiliśmy wino i ruszyliśmy dalej. Objedliśmy się jak szaleni, a to nie był koniec atrakcji! Następny przystanek niespodzianki odbył się u Babci, gdzie wcześniej zawieźliśmy tort (zrobiony przez moją zdolną Siostrę) i szampana i dalej świętowaliśmy miłość do grobowej deski!

Dzisiaj natomiast szary poniedziałek.. wietrznie, zimno, szaro i buro.. Walczymy więc z nowym tygodnie i czekamy na kolejny szalony weekend!

Do "zobaczenia"
P.S Korzystajcie z życia ile możecie, ostatnio naprawdę bardzo się o tym przekonaliśmy, że życie jest kruche i ulotne i trzeba czerpać z niego wszystko co najlepsze. Kochani, nic dwa razy się nie zdarzy, więc jak macie leżeć na kanapie, zabierzcie drugą osobę i róbcie coś szalonego. Fajnie mieć dużo dobrych wspomnień, do których można wracać w te gorsze dni! 

0 komentarze:

 

Goście

Archiwum